„Miłość w czasie zarazy”, czyli jak Drzwi Zwane Koniem radzą sobie w czasie pandemii?

Niedawno mieliśmy przyjemność porozmawiać z Bartkiem Sołtysikiem, przedstawicielem Spółdzielni Socjalnej Honolulu, która to prowadzi klubo-kawiarnię Drzwi Zwane Koniem w Katowicach. Bartek opowiedział nam w jaki sposób spółdzielnia poradziła sobie z czasem pandemii i jakie planują dalsze działania.
Agata Garczarczyk: Jakie były Wasze odczucia kiedy wprowadzono w Polsce lock down w związku z pandemią Covid-19?
Bartek Sołtysik: Płacz. To był płacz, to były ciężkie chwile, ale zrozumiałe, bo sytuacja zagrażała – i wciąż zagraża – wszystkim nam, a szczególnie osobom o obniżonej odporności czy osobom starszym. Dla nas również jest to zagrożenie, gdyż jako spółdzielnia socjalna zatrudniamy osoby wykluczone, w tym osoby z niepełnosprawnościami – co często wiąże się z osłabioną odpornością.
Z naszej perspektywy lock down był całkowicie zrozumiały. Były to trudne chwile, ale pracujemy tutaj już od 5 lat przy ul. Warszawskiej 37. Jesteśmy zgranym zespołem i udało nam się te kilka miesięcy przetrwać.
Co zatem robiliście w trakcie, gdy wszyscy musieliśmy pozostać w domach?
To miejsce żyje przede wszystkim ogrodem – jest tutaj 600m2 ogrodu. W zeszłym roku bywało u nas po 200-300 osób w weekend, więc zmiana, w której możemy jedynie dowozić jedzenie prosto do domów naszych gości wymagała zupełnego przebranżowienia się i reorganizacji naszej pracy. Na tym się skupiliśmy. Przez te miesiące zajmowaliśmy się dowozami, bo oprócz tego, że sprzedajemy tutaj napoje – te wyskokowe i nie tylko – to prowadzimy także streetfoodową kuchnię, która świetnie się komponuje z dostawą do domów. Zdarzało się nam również zainicjować kilka akcji m.in. przy współpracy z OWES SWR, dowoziliśmy potrawy do szpitali i domów pomocy społecznej.
Skąd pomysł na napis przed wejściem do Waszej restauracji, przypomnisz nam jak brzmiał?
Gdy wszyscy zamknęliśmy się w swoich domach, okazało się, że cały świat wybuchnął kreatywnością
i tworzył najróżniejsze gesty solidarności. Najróżniejsze napisy na balkonach, akcje odbywające się na balkonach, wspólne śpiewanie – tych rzeczy odbywało się multum. Napis był naszą cegiełką, umieszczoną na zabytkowym murze, który otacza DZK. Wywiesiliśmy karteczki z napisem „Miłość w czasie zarazy”. Jest literacki zwrot, zapożyczony od Márqueza, który był często używany w mediach. Chcieliśmy wszystkim przypomnieć, że to kiedyś się skończy.
Jak zaczęliście funkcjonować, gdy lokal został ponownie otwarty dla gości?
Stopniowo. Krok po kroku. Faktem jest, że nie wróciliśmy do sytuacji sprzed Covidu. To jest wciąż trudna sytuacja: zarówno organizacyjnie, jak i finansowo. Dla nas, jak i całego mnóstwa lokali gastronomicznych, nie tylko w Katowicach. Kilka lokali się zamknęło i najprawdopodobniej już nigdy nie wrócą.
My powoli zebraliśmy naszą ekipę i wróciliśmy do tego co na co dzień robimy dobrze, czyli polewania lemoniady i serwowania wytrawnych gofrów. Goście stopniowo z kolejnymi tygodniami wracali do nas. Obecnie panuje cały szereg regulacji z Sanepidu; te wytyczne są stosowane i goście też się stosują. Dzięki czemu od kilku tygodni możemy tutaj wszyscy bezpiecznie przebywać.
Czy otrzymaliście jakieś wsparcie z zewnątrz?
Tak. Nie można ukrywać, że gdyby nie wsparcie z tarczy antykryzysowej, czy wsparcie ze strony OWES SWR, to ten lokal by po prostu nie przetrwał. Fakt, że jako spółdzielnia socjalna mieliśmy pewne preferencyjne możliwości, które niekoniecznie były dostępne dla prywatnych przedsiębiorstw – to naprawdę dużo nam pomogło.
Pomogły nam zlecenia z OWES SWR m.in. dostarczanie posiłków do szpitala na Ochojcu czy do domu samotnej matki na Brynowie – przez ok. miesiąca, co było dużym wsparciem finansowym, akurat w tym właśnie czasie, gdy goście dopiero powoli przyzwyczajali się do życia w „świecie pandemicznym”.
Czy udało się Wam zatrzymać wszystkie miejsca pracy?
Tak. To jest najszczęśliwsza informacja! Udało nam się zachować całą ekipę, która z nami pracowała przed pandemią. Teraz cały rynek pracowniczy jest w sytuacji, w której multum ludzi jest na bezrobociu, zwłaszcza z branż gastronomicznych. Mamy to szczęście, że pracujemy tu od 5 lat i udało nam się skompletować fantastyczną załogę i wspólnie, solidarnie, udało nam się zatrzymać Drzwi Zwane Koniem przy życiu.
Jakie macie plany na przyszłość?
Rzeczywistość w Covidzie sprawiła, że jakby nie ma przyszłości. Przyszłość kończy się na jutrze. To była solidna lekcja analizy ryzyka, tego jak należy szacować prawdopodobieństwo różnych zdarzeń
w przyszłości. Mamy najróżniejsze scenariusze do tego, jak DZK będą funkcjonować w przyszłości, ale w momencie, w którym nie wiadomo jak potoczy się sytuacja (Polska przeżywa kolejny pik zachorowań), nie wiemy czy nie dotkną nas z powrotem obostrzenia gospodarcze. Są one konieczne, gdy zachorowalność tak rośnie. Chcemy prowadzić DZK, chcemy walczyć, jesteśmy gotowi na różne scenariusze.
Jeszcze przed Covidem, wspólnie z OWES SWR, pracowaliśmy nad pomysłem otwarcia kolejnego lokalu „Luft” na Ligocie. W tym momencie jest on w stanie zawieszenia, czekając na nieco lepsze czasy. Udało się nam jednak zakończyć kluczowe prace remontowe. Czekamy, aż wszystko się wyklaruje i na horyzoncie pojawi się stabilność, która pozwoli nam podjąć decyzję, że można otworzyć drugą knajpę. To będzie bardzo duży krok dla Spółdzielni Socjalnej Honolulu.
Dziękuję za poświęcony czas. Trzymamy za Was kciuki i mamy nadzieję, że Wasze marzenia o otwarciu drugiego lokalu szybko się zrealizują! Powodzenia!
Przeczytaj również
Smartopieka
06.12.2024
Smartopieka
06.12.2024
Smartopieka
14.10.2024